Wysłany: Czw Cze 18, 2020 15:36 Temat postu: Co mafia spółdzielcza ma wspólnego z Moreną?
Po przeczytaniu ciekawego tekstu postanowiłem się nim z Państwem podzielić. Czy ma on coś wspólnego z tym co w wielu miejscach - mniej lub bardziej znanych - obserwujemy? Wnioski wyciągnijcie sami. Miłej lektury:
Definicja mafii spółdzielczej
Mafia spółdzielcza - organizacja przestępcza rekrutująca się często ze środowisk postkomunistycznych (byłych członków aparatu państwa totalitarnego), o strukturze hierarchicznej, funkcjonująca najczęściej w spółdzielniach-molochach liczących kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców. Działalność organizacji jest oparta na wyzysku lokatorów spółdzielni mieszkaniowych w wyniku pobierania zawyżonych opłat czynszowych. Istnienie organizacji charakteryzuje się nieusuwalnością i nietykalnością władz, nadmierną konsumpcją środków finansowych przez tzw. "zaprzyjaźnione firmy" oraz przerośnięty aparat administracyjny, kominowymi płacami członków zarządu, inwestowaniem spółdzielczych funduszy w przedsięwzięcia nie związane ze statutowymi celami spółdzielczości, degradacją społeczności spółdzielni - molocha (powszechny brak prawa własności, podwyższona przestępczość, skupiska biedy, duża liczba eksmisji, dewastacje mienia).
Głównym narzędziem finansowania organizacji i rozszerzania jej wpływów jest mechanizm wyprowadzania środków finansowych ze spółdzielni poprzez stosowanie systemu zakupu towarów i usług w zawyżonych cenach oraz księgowania fikcyjnych faktur usługowych. Legalizacja procederu jest możliwa dzięki kreatywnej księgowości i skutecznemu pozbawieniu członków spółdzielni możliwości realnego nadzoru nad wydatkami i polityką finansową dzięki manipulowaniu obsadą stanowisk w zarządzie i organach SM. Wielomilionowe budżety spółdzielni - `molochów są źródłem łatwego pozyskiwania i transferowania pieniędzy do "zaprzyjaźnionych firm". Z powodu ogromnych kwot do rozdysponowania, niemożliwe jest księgowanie w spółdzielni wyłącznie fikcyjnych faktur (tylko usług, bez obrotu materiałowego), dlatego klasyczną metodę stanowią zakupy towarów po zawyżonych cenach (zawyżenia średnio od kilkunastu do kilkudziesięciu procent zależnie od czynników lokalnych). Niejednokrotnie też, w celu zagospodarowania rocznego budżetu realizuje się całkowicie pozbawione sensu ekonomicznego roboty (np. remonty elewacji budynku rok po roku).
Organizacja, manipulując kryteriami wyboru dostawców w praktyce eliminuje z zaopatrzenia spółdzielni oferentów z wolnego rynku. Dostęp do zleceń zachowuje jedynie wyselekcjonowana, uprzywilejowana grupa tzw. "zaprzyjaźnionych firm" - często firm członków rad nadzorczych, rad osiedli, pracowników spółdzielni, członków rodzin zarządu, osób powiązanych z wpływowymi środowiskami. Wskutek eliminacji konkurencji i pozyskiwania wykonawców jedynie w zamian za łapówki i podział wynagrodzenia za zlecenie, roboty są niskiej jakości, niejednokrotnie wykonywane niezgodnie z zasadami sztuki budowlanej i powodujące straty finansowe na szkodę spółdzielców.
Organizacja w celu zapewnienia sobie bezkarności i hegemonii w lokalnej społeczności przenika do struktur organów wymiaru sprawiedliwości, samorządu, jednostek administracji państwowej, środowisk naukowych i biznesu. W celu zabezpieczenia swoich interesów i uzyskania gwarancji nietykalności korumpuje sędziów, prokuratorów, funkcjonariuszy policji, lokalnych polityków, urzędników samorządowych i państwowych szczebla terenowego oraz aktywnie działa w środowisku biznesowym.
Ważnym narzędziem wywierania wpływu i pozyskiwania zwolenników jest uznaniowe rozdawnictwo, bądź sprzedaż po zaniżonych cenach lokali i mieszkań z zasobów spółdzielni, a także organizowanie "przedsięwzięć biznesowych" opartych na zawyżaniu cen zakupu. Lokalni decydenci mają np. pierwszeństwo w przydziałach i zakupach w spółdzielni oraz w dzierżawie w atrakcyjnych, nierynkowych cenach lokali usługowych. Proceder ten odbywa się kosztem najuboższych członków spółdzielni pomijanych w kolejce oczekujących.
Organizacja zniechęca zwykłych członków do brania udziału w życiu spółdzielni. Fałszuje głosowania i manipuluje wyborami do organów SM zapewniając nieusuwalność prezesom oraz stałe członkostwo w radzie nadzorczej osobom odpowiedzialnym za chronienie systemu.
W wyborach biorą udział pracownicy spółdzielni, ich rodziny, przedstawiciele "zaprzyjaźnionych firm", osoby podstawione nie będące członkami spółdzielni, a "wypełniające wakaty" po członkach nie uczęszczających na wybory z racji podeszłego wieku, wyjazdu za granicę, itp.
Spółdzielniane organizacje przestępcze z całego kraju komunikują się ze sobą uzgadniając generalne kierunki polityki organizacji, angażują się też w działalność polityczną, tworząc silne lobby parlamentarne oparte na strukturach partii postkomunistycznych. Naczelnym zadaniem lobby jest przeciwdziałanie reformom w spółdzielczości i torpedowanie wszelkich zmian, które mogłyby doprowadzić do demokratyzacji w funkcjonowaniu spółdzielczości i dać członkom - poprzez uwłaszczenie i podział spółdzielni-molochów - prawo samostanowienia i godnego życia.
Ustawianie przetargów w spółdzielniach-molochach
Zaopatrzenie spółdzielni-molocha jest jednym z najbardziej lukratywnych zleceń dostępnych na rynku. Roczny budżet molocha to często kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt milionów złotych. Kontrola tej swoistej żyły złota daje gwarancje prosperity niezależnie od sytuacji gospodarczej na wolnym rynku, gdyż spółdzielnie mieszkaniowe są praktycznie niezależne od cykli koniunktury i dynamiki rozwoju konkurencji w danej branży. Co najwyżej recesja może prowadzić do okresowego zwiększenia liczby eksmisji i większej rotacji lokali, ale zasadniczo nie odbija się to na kondycji finansowej spółdzielni-molocha.
W celu "wygrywania" przetargów i uzyskiwania zleceń w spółdzielni, wdrożono kilka rozwiązań zapewniających kontrolę nad jej finansami i polityką inwestycyjną. Oto najważniejsze z nich:
- obsadzenie ludźmi z organizacji stanowisk w zarządzie i radzie nadzorczej poprzez zastosowanie technik manipulowania i fałszowania wyborów);
- wyłonienie grupy "zaprzyjaźnionych firm" do realizacji dostaw towarów i usług;
- zwerbowanie zaufanych pracowników w dziale technicznym (obsługa inwestycji, nadzory, odbiory robót);
- powszechne wykorzystanie uznaniowych kryteriów w podejmowaniu decyzji;
- system wynagradzania za lojalność i uczestnictwo w przestępczym procederze;
- zastraszanie firm oponentów.
Zadania członków organizacji w radzie nadzorczej
Pomyślne przeprowadzenie wyborów poprzez wprowadzenie do rady nadzorczej ludzi należących do organizacji jest kluczem do legalizowania przedsięwzięć gospodarczych, bo od przychylności i akceptacji rady zależy polityka remontowa, inwestycyjna i zagospodarowanie środków z czynszów w danym roku. Zaufane osoby zasiadające w RN uchwalają plan finansowy opracowany przez zarząd i decydują o wyborze wykonawców. Za odpowiednie decyzje mają np. udział w zysku z prowizji od "zaprzyjaźnionych firm" i bezpośrednią możliwość wykonywania dostaw i uczestnictwo w realizacji zleceń.
Rekrutacja "zaprzyjaźnionych firm"
Kryteria wyboru dostawców towarów i wykonawców robót w spółdzielni są dość złożone. Wyszukuje się i selekcjonuje ludzi zaufanych i żądnych łatwego zysku. W centrum zainteresowania są na członkowie organów spółdzielni (RN, rady osiedla), pracownicy SM, rodziny lokalnych decydentów. Dawanie zleceń osobom z tych środowisk cementuje system (np. bardzo pomaga przy wyborach w spółdzielni) i zapewnia ochronę prezesom. Preferowanym rozwiązaniem jest dobór raczej mikro firm (często jednoosobowych działalności) z względu na zachowanie poufności w zakresie polityki cenowej (oferowanych towarów i usług) oraz jakości robót. Duże firmy, mające wdrożone systemy jakościowe i podlegające audytom nie są dobrym i bezpiecznym partnerem m.in. z uwagi na brak swobody w rozliczaniu prowizji.
Jak zachować pozory przetargowe
Mimo, że towarzysze z lobby parlamentarnego zatroszczyli się o wyłączenie spółdzielni mieszkaniowych z obowiązku stosowania procedur przetargowych, a także pozbawili państwowe organa kontrolne możliwości badania działalności spółdzielni (np. spółdzielnie nie podlegają kontroli NIK), jak również zabezpieczyli osobiste bezpieczeństwo prezesów ustanawiając np. przepis, że pokrzywdzonymi (np. przy niegospodarności) mogą być jedynie członkowie zarządu i organów spółdzielni, a zwykli członkowie nie są ani stroną, ani pokrzywdzonymi, to wskazane jest zachowanie pozorów procedur przetargowych choćby ze względu na wścibskie, węszące sensacji media. Wymyślono więc genialny w swojej prostocie sposób. Wyselekcjonowane "zaprzyjaźnione firmy" ustawiają się w kolejce do "wygrania" ustawianego przetargu. Planując remonty czy ważną, dużą dostawę do spółdzielni, informuje się wybranych oferentów o planowanym zakupie lub zamówieniu. Na etapie informowania uzgadnia się odpowiednio zawyżoną cenę, która zostanie formalnie zaoferowana spółdzielni przez owe firmy. Skalkulowana przez prezesów cena (cena nabycia towaru, usługi) jest podwyższona o wartość prowizji (łapówki) jaką podzieli się "zaprzyjaźniona firma" z prezesami i osobami w spółdzielni odpowiedzialnymi za legalizację wydatków. Nie może więc to być zawyżenie np. o 10% , bo nie wystarczy pieniędzy na opłacenie grupy osób uczestniczących w procederze, a musi przecież zostać odpowiedni zarobek firmie, która potencjalnie naraża się na np. zainteresowanie organów ścigania. Ponadto "zaprzyjaźniona firma" nie otrzyma faktury kosztowej od prezesów tytułem rozliczenia wypłaconej łapówki, więc w kwocie zawyżenia musi zawierać się także wysoki podatek dochodowy odprowadzany do fiskusa. Po uzgodnieniu poziomu zawyżenia ceny, z wtajemniczonymi firmami ustala się szczegóły ich ofert i wysokości cen jakie zaoferują stosownie do przyjętego poziomu bazowego. Jednocześnie rozstrzyga się, która wg "kolejki" firma tym razem "wygra".
Wytypowany "zwycięzca" wpisuje do oferty cenę nieco niższą od pozostałych. Reszta wtajemniczonych firm składa oferty z cenami oscylującymi wokół przyjętej bazowej zawyżonej ceny, jednak nie niższymi niż cena przedłożona przez "zwycięzcę". Ta procedura gwarantuje niewykrywalność oszustwa bez wnikliwego kontrolowania cen i porównywania z ofertami rynkowymi. Wymaga to zatem dużej wiedzy organów ścigania, większego nakładu pracy i kosztów. Nieobytemu asesorowi szczebla rejonowego nawet do głowy nie przyjdzie, że ma do czynienia z przestępczym procederem. Po za tym trudno jest kwestionować "przetarg" w obliczu "dowodów ofertowych" od pozostałych wtajemniczonych firm.
Co zrobić żeby oferty złożyły tylko wtajemniczone firmy?
Newralgicznym elementem systemu jest informowanie o planowanym zamówieniu w mediach, gdyż do przetargu mogą stanąć firmy z zewnątrz, których oferty mogą zniweczyć misternie przygotowany plan. Ale jest na to sposób. Ogłoszenie o przetargu umieszcza się np. w płatnym serwisie internetowym, który nie jest powszechnie dostępny. Innym sposobem jest emisja ogłoszenia prasowego krótko przed terminem złożenia ofert. Częstym narzędziem eliminowania nie wtajemniczonych jest zastosowanie uznaniowych kryteriów (np. w zamówieniu na projekt budynku jako decydujące kryterium o wyborze oferenta przyjmuje się ocenę opracowania koncepcji, a nie projektu) oraz manipulowanie wymogami formalnymi typu przedłożenie rożnych specjalnych zaświadczeń. Gdyby jednak ktoś z zewnątrz się przebił z ofertą, to ludzie z organizacji zasiadający w radzie nadzorczej wyeliminują go, wybierając "zaprzyjaźnioną firmę", która np. niespodziewanie zaproponuje dodatkowe usługi w ramach przedstawionej oferty.
Wynagradzanie za współpracę i lojalność
Prezesi spółdzielni potrafią być wdzięczni "zaprzyjaźnionym firmom" za udział w procederze i dzielenie się zyskiem. Ich właściciele oprócz łatwego i stałego zarobku korzystają np. z profitów w postaci zakupu lokali po zaniżonych cenach, dzierżawy na atrakcyjnych zasadach, pomocy organizacji przy wydawaniu decyzji administracyjnych, załatwiania spraw w urzędach dzięki protekcji prezesów. "Zaprzyjaźnione firmy" nie ponoszą też ryzyka odpowiedzialności za wadliwe roboty. Zaufani pracownicy działu technicznego często odbierają prace bez wymaganej dokumentacji. Umowy sporządzane między spółdzielnią, a "zaprzyjaźnionymi firmami" są lakoniczne i nie zawierają poza kaucją gwarancyjną (np. 5% wartości zlecenia) żadnych poważnych sankcji za wadliwe wykonawstwo. Umowy spółdzielnia - "zaprzyjaźniona firma" są ewenementem niespotykanym w gospodarce wolnorynkowej.
Co zrobić gdy firma z wolnego rynku poskarży się organom ścigania?
Czasem zdarza się, że firmy z zewnątrz w swojej naiwności wierzą, że przetarg w spółdzielni mogą wygrać dzięki atrakcyjnym cenom, posiadanej renomie, merytorycznej wiedzy i doświadczeniu - nic bardziej błędnego. Ewentualne doniesienie do lokalnej prokuratury wskutek wykrycia manipulowania przetargiem, kończy się dla danej firmy ostracyzmem na rynku spółdzielnianym, może też doprowadzić do zerwania kontaktów i innymi firmami powiązanymi ze spółdzielniami. W praktyce np. dla sprzedawcy wodomierzy oznacza to nawet widmo bankructwa. Szantażowanie firm było szczególnie groźne i szkodliwe społecznie do czasu integracji z UE, gdyż lokalne rynki przeżywały recesję, a o zlecenia było trudno. Płacenie łapówek było elementarnym standardem (spuścizną państwa komunistycznego) przechodzącej transformację gospodarki. Ci przedsiębiorcy, którzy padli ofiarą ostracyzmu prezesów wiedzą, że z mafią spółdzielczą nie ma żartów, gdyż prezesi poszczególnych spółdzielni w większości ściśle ze sobą współpracują i decyzja o wyeliminowaniu danej firmy z rynku dostaw dla spółdzielni jest podejmowana wspólnie i konsekwentnie przestrzegana. Dodatkowo w branży rozpuszcza się wiadomość o karze jaka spotyka tych, którzy łamią zasady stanowione przez prezesów.
Koszty społeczne zawyżania cen
Największymi przegranymi procederu ustawianiu przetargów są dziesiątki tysięcy nieświadomych spółdzielców brutalnie wyzyskiwanych przez przestępcze organizacje. Mafie spółdzielcze są groźne dla funkcjonowania państwa w wymiarze społecznym i ekonomicznym. Spustoszenie, jakie powodują w budżecie spółdzielni ustawianiem przetargów w sposób bezpośredni uderza w najbiedniejszych stymulując rozwój różnego rodzaju patologii i prowadząc do degradacji społeczności. Dochodzi do paradoksów, że m2 utrzymania niskostandardowego lokalu w blokowisku kosztuje więcej niż m2 utrzymania domu jednorodzinnego. Dodatkowo na barki samorządów przerzuca się koszty dostarczania lokali socjalnych dla obsługi ponadnormatywnej ilości eksmisji, łożenie funduszy na pomoc społeczną, policję i finansowanie dodatków mieszkaniowych. Wyprowadzanie funduszy ze spółdzielni oznacza wyższy czynsz i podwyższenie kosztów utrzymania, a tym samym powiększenie grona spółdzielców uprawnionych do pobierania różnego rodzaju zasiłków.
Wysłany: Sob Cze 20, 2020 17:08 Temat postu: Re: Co mafia spółdzielcza ma wspólnego z Moreną?
To teraz się trzymaj Bogusław... Do spółdzielni wpłynęło wezwanie do zapłaty na 2.200.000,00 zł od pewnego stowarzyszenia, które wynajmuje obiekt w zasobach LWSM... A WIESZ KTO ZA TO ZAPŁACI?
Wysłany: Pon Cze 22, 2020 9:59 Temat postu: Re: Co mafia spółdzielcza ma wspólnego z Moreną?
Odpowiadając na tak zadane pytanie - "A WIESZ KTO ZA TO ZAPŁACI?" - można przypuszczać, że autor straszy członków spółdzielni, że to oni pokryją ewentualne roszczenie - o ile w ogóle zostanie przyznane.
Zapewne Zarząd Spółdzielni zabezpieczył się przed odpowiedzialnością za popełniane błędy, ubezpieczając się pieniędzmi członków u któregoś z będących na rynku ubezpieczycieli oferujących takie ubezpieczenie np. Uniqa.
Wysłany: Pon Cze 22, 2020 10:25 Temat postu: Re: Co mafia spółdzielcza ma wspólnego z Moreną?
Panie Rzetelny a z jakiej racji ma to pokryć ubezpieczyciel? To nie łapie się pod żadne ubezpieczenie była umowa czas minął trzeba zapłacić a to, że Zarząd próbował oszukać zamiast w zgodzie i w porozumieniu załatwić sprawę doprowadził do tego, że teraz zapłacimy MY Członkowie niestety! I proszę nie wierzyć że jest takie ubezpieczenie, wręcz przeciwnie proszę się zastanowić dlaczego zwiększono fundusz remontowy właśnie dla tego by mieć z czego to pokryć by komornik nie wszedł na konto jak na Ujeścisku taka jest prawda bo Pan prezes Henryk T wie co podpisał, wiedział że jedynym wyjściem by tego nie zapłacić było to by Stowarzyszenie oszukać i wyrzucić. Niestety się nie udało i teraz ma problem a tak naprawdę to My Członkowie. Ale będzie to przeciągał aż do Walnego by wygrać bo już ponoć zbierają pełnomocnictwa! CHCIAŁEM TYLKO PRZYPOMNIEĆ, ŻE OSOBY KTÓRE DADZĄ PEŁNOMOCNICTWO BEZ WPISANIA WŁASNEGO PEŁNOMOCNIKA A Z PUSTYM MIEJSCEM BĘDĄ NARARZENI NA PROKURATURĘ PONIEWAŻ PROKURATURA WSZCZEŁA POSTEPOWANIE PRZECIWKO LWSM MORENA.
Wysłany: Pon Cze 22, 2020 10:37 Temat postu: Re: Co mafia spółdzielcza ma wspólnego z Moreną?
I chciałbym również zwrócić uwagę na to, że poprzedni Zarząd Ujeściska też twierdził, że to wykonawca jest winny a okazało się że nie Wykonawca tyko Zarząd który takie umowy podpisał! Wiec raczej nie liczyłbym na to, że nasz Zarząd ma rację ponieważ ktoś kto wykłada 2 miliony złotych to zabezpieczył się w umowie w razie próby go oszukania... proste. Pozdrawiam
Wysłany: Pon Cze 22, 2020 11:30 Temat postu: Re: Co mafia spółdzielcza ma wspólnego z Moreną?
Do wiadomości:
Ubezpieczenie Odpowiedzialności Cywilnej członków zarządu ma chronić osoby ubezpieczone przed koniecznością osobistego ponoszenia materialnego ciężaru roszczeń kierowanych przez osoby poszkodowane (akcjonariuszy, udziałowców, kontrahentów, wierzycieli) do członków władz spółki, w związku z ich nieprawidłowym zachowaniem lub bezczynnością, w sytuacji, gdy określone działanie jest wymagane. Problem ten zostaje dzięki ubezpieczeniu przerzucony na zakład ubezpieczeń. Ubezpieczenie OC członków zarządu nie tylko obejmuje ochroną osoby trzecie, chroni także własną spółkę. Ubezpieczenie chronią przed sytuacjami, w których szkoda nastąpiła na skutek braku należytej staranności, poprzez:
naruszenie zaufania
przekroczenie umocowania
działanie na szkodę spółki
złożenie fałszywego oświadczenia lub oświadczenia wprowadzającego w błąd
naruszenie praw pracowniczych itp.
Do zakresu ochrony zaliczamy skutki złych decyzji, a czasem nawet efekty samych wypowiedzi, które spowodować mogą na przykład spadek wartości akcji. Odpowiedzialność zakładu ubezpieczeń wyłącza jednak wina umyślna.
Wysłany: Pon Cze 22, 2020 13:11 Temat postu: Re: Co mafia spółdzielcza ma wspólnego z Moreną?
Panie Rzetelny rozumiem, że takie coś jest ale to że jest nie znaczy że wypłacą a dlaczego bo Stowarzyszenie miało być dla Członkow Spółdzielni wiec nie jest złą decyzją a to że Prezes oszukał Nas i Stowarzyszenie to tego ubezpieczenie nie podlega. Pozdrawiam
Wysłany: Pon Cze 22, 2020 14:33 Temat postu: Re: Co mafia spółdzielcza ma wspólnego z Moreną?
Szanowni Państwo,
Jeśli rzeczywiście dojdzie do takiej sytuacji, jak wspomniana powyżej, to i tak realny problem powstaje dla nas – członków spółdzielni. Jeśli mówimy o tak gargantuicznej kwocie to nie mam pewności czy członkowie zarządu mają aż tak wysokie ubezpieczenie OC. To jedna sprawa. Druga zaś to kiedy i czy w ogóle, towarzystwo ubezpieczeniowe wypłaci odszkodowanie. Trzeba też pamiętać, że aby rozpocząć proces odszkodowawczy muszą zaistnieć odpowiednie przesłanki no i ktoś jeszcze musi o to wnioskować, a w obecnym układzie jest to jakby mało prawdopodobne. Poza tym najpierw musi powstać realnie opisywana tu szkoda co wydaje się prawdopodobne po lekturze treści umowy, którą podpisał Pan Henryk T.
Czego w związku z powyższym możemy się spodziewać?
Po analizie dotychczasowej działalności zarządu można przyjąć, że zostanie wdrożone w życie jedno z dwóch rozwiązań, a może i oba łącznie.
Pierwsze to kolejne podwyżki. Proste, ale mało polityczne. Drugie natomiast bardzo proste i szybkie do przeprowadzenia (ostatnio stosowane często) – sprzedaż naszego majątku. Nie wiem czy rzucą się od razu na grunty bez woli Walnego Zgromadzenia - chociaż sytuację parkingu przy Jaśkowej Dolinie oddanego spółce RIDEO znamy – ale z pewnością lada chwila możemy spodziewać się wyprzedaży lokali użytkowych.
Niezależnie od wszystkiego informacja jest mocno niepokojąca i jeśli rzeczywiście spółdzielnia będzie ten koszt musiała ponieść to nie ma innej drogi jak zapłacić naszymi pieniędzmi.
Ale to przecież my wybieramy radę nadzorczą, która kontroluje działania zarządu i określa jego skład. Jeśli sami nic nie zrobimy to raczej nie mamy szans na unormowanie sytuacji.
Powtórzę zatem ostatni akapit z wątku głównego: I co Wy na to? Wszystko jakoś nabiera rumieńców.... Może zatem warto się zmobilizować?
Wysłany: Pon Cze 22, 2020 16:58 Temat postu: Re: Co mafia spółdzielcza ma wspólnego z Moreną?
Polecam czytać Statut LWSM Morena.
§ 38, pkt. 1 Do wyłącznej właściwości Walnego Zgromadzenia należy:
5) podejmowanie uchwał w sprawie zbycia nieruchomości, zbycia zakładu lub innej wyodrębnionej jednostki organizacyjnej.
Ustawa prawo spółdzielcze.
Art. 38. § 1. Do wyłącznej właściwości walnego zgromadzenia należy:
5) podejmowanie uchwał w sprawie zbycia nieruchomości, zbycia zakładu lub
innej wyodrębnionej jednostki organizacyjnej;
Zbycie m.in. działek bez zgody WZ jest niemożliwe.
Wysłany: Pon Cze 22, 2020 17:17 Temat postu: Re: Co mafia spółdzielcza ma wspólnego z Moreną?
Potwierdzam oczywiście istnienie zapisów. Trudno jednak potwierdzić przestrzegania tych zapisów. Ot choćby wspomniana wcześniej działka przy Jaśkowej Dolinie. Można?
Polecam przeczytanie tychże opinii prawnych ws umowy o Jaśkową Dolinę:
Wysłany: Wto Cze 23, 2020 8:01 Temat postu: Re: Co mafia spółdzielcza ma wspólnego z Moreną?
Z uwagi na zawartość merytoryczną pierwszej opinii nie mogę jej komentować.
Natomiast opinia Kancelarii Prawnej Nowosielski i Partnerzy jest oceną prawidłowości formalnoprawnej zawarcia umowy DZIERŻAWY!!
Autor opinii na stronie 8 jednoznacznie stwierdza -"W tym zakresie należy mieć na uwadze, że do ważności zbycia prawa użytkowania wieczystego konieczna jest zgoda Walnego Zgromadzenia SM"
Umowna dzierżawy nie jest umową zbycia!!
Uwaga!
Zabawna pomyłka na stronie 3 - " umowa dzierżawy zawarta ze strony SM przez Zarząd SM w osobach Henryka Talaśki (Prezesa Zarządu)..."
Intuicja i czy doskonała znajomość rzeczywiście istniejących relacji.
Wysłany: Czw Sie 20, 2020 18:55 Temat postu: Re: Co mafia spółdzielcza ma wspólnego z Moreną?
Po przeczytaniu ciekawej rozmowy z doktorem socjologi, Arkadiuezem Peisertem postanowiłam się nim z Państwem podzielić. Na ile przedstawiony obraz znajduje odbicie w naszej spółdzielni, każdy może sam ocenić, wyciągnąć wnioski. Miłej lektury:
Osiedla zarządzane przez spółdzielnie mieszkaniowe zamieszkuje dziś ok. 12 mln ludzi. Z tego 10 mln osób żyje na osiedlach z czasów Polski Ludowej. Spółdzielnie te zarządzają olbrzymim majątkiem, wartym co najmniej 1,5 bln zł.
Zarządzają w sposób bardzo patologiczny…
Spółdzielczość, także mieszkaniowa, jest na całym świecie interesującą alternatywą dla rozwiązań wolnorynkowych. Jednak ta rodzima została skażona w epoce PRL, w latach 60. i 70., szczególnie w drugiej połowie siódmej dekady, gdy do spółdzielni wprowadzono partyjną nomenklaturę i stały się one quasi-państwowymi kombinatami. W 60 proc. budynki, które obejmują dzisiejszą spółdzielczość mieszkaniową, powstały w tamtym właśnie okresie, w czasach „wielkiej płyty”.
Już w latach 90. doszło do uwłaszczenia, ale raczej byłej nomenklatury niż członków spółdzielni. Zlikwidowano centralne struktury spółdzielczości, ale pozostały lokalne „księstwa spółdzielcze”, które w dużej mierze trwają do dziś. Oznacza to, że w większości przypadków mieszkańcy nadal nie mają de facto żadnej demokratycznej kontroli nad tymi rzekomymi spółdzielniami. Ciągle rządzi tam po-PRL-owski typ aparatczyków, którzy na początku transformacji stali się właścicielami „folwarków” i z nich żyją. Moim zdaniem na początku lat 90. należało na fali aktywności obywatelskiej i ożywienia społecznego zmierzać do jak najdalszego oddolnego uwłaszczenia obywateli.
Ale przecież następuje wymiana pokoleniowa…
Tak. Jednak władze spółdzielni nauczyły się przez ten czas wykorzystywać wszystkie formalne mechanizmy demokratyczne na własną korzyść. Z kolei pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków, członków tych struktur, często mało interesuje się społecznym wymiarem spółdzielni mieszkaniowych, których są członkami. Traktują mieszkanie wyłącznie jako towar konsumpcyjny. Ale owszem, pojawiają się też bardziej świadome osoby, częściej niż kiedyś pojawiają się protesty wobec samowoli władz spółdzielczych.
Problemem ogólnospołecznym jest klientelizm wobec władzy. Jak to się objawia na gruncie spółdzielczości mieszkaniowej?
To istota problemu. W znanej mi dobrze spółdzielni próba demokratyzacji jej struktur zderzyła się nawet nie z oporem prezesa, ale mniej więcej setki pracowników spółdzielni, ich rodzin i znajomych, którzy się temu przeciwstawili. Mówiąc pół żartem, pół serio: to bardziej spółdzielnia pracy dla pewnej grupy, która robi wszystko, by zapewnić sobie zatrudnienie kosztem całej reszty spółdzielców. I to powtarza się w skali kraju. W dużych spółdzielniach mieszkaniowych powstał mechanizm destrukcyjny wobec aktywności obywatelskiej, oparty na układach wpływowych grup interesu.
A może nie ma w tym nic złego, że ludzie chcą mieć po prostu święty spokój w czterech ścianach mieszkania?
To pytanie po części socjologiczne, lecz także ekonomiczne. To znaczy: na ile ludzie wolą ponosić określone straty finansowe, byle nie zaprzątać sobie głowy pewnymi sprawami. Wyliczyłem, że w mojej spółdzielni mieszkaniowej można by obniżyć czynsz o 1/4, gdyby ludzie uważnie patrzyli na ręce jej zarządowi i angażowali się.
Wszyscy by zyskali na większym zaangażowaniu, regularnej, dużej obecności członków spółdzielni na zebraniach. Tak się nie dzieje. I kliki stojące na czele wielu spółdzielni dobrze o tym wiedzą i z tej bierności korzystają.
W swojej książce przedstawia pan kilka studiów przypadków funkcjonowania spółdzielni mieszkaniowych, które można uznać za modelowe. Proszę je przybliżyć.
Z jednej strony mamy spółdzielnie, które „administrują biedą”. W takim przypadku wielu członków spółdzielni jest zadłużonych, dzięki nim kierownictwo, klika utrzymuje swoją kontrolę nad całością. Załóżmy, że w spółdzielni w której skład wchodzi 3 tys. osób, 15 proc. jest trwale zadłużonych. Jeśli pojawia się jakaś opozycja, protest nielicznej zwykle grupy mieszkańców, zarząd jest w stanie przeciągnąć tych zadłużonych na swoją stronę, obiecując choćby umorzenie długów lub rozłożenie ich na raty. Ten typ spółdzielni dominuje w mniejszych i biedniejszych miastach.
Natomiast w zamożniejszych miastach funkcjonuje inny typ zarządzania spółdzielniami. Tutaj najczęściej zarząd/klika najcenniejszą część majątku wyprowadza na zewnątrz. Robi się to poprzez sprzedaż za niedoszacowane kwoty albo zlecenia dość kosztownych usług podstawionym firmom zewnętrznym, np. kilkukrotne docieplenia budynków czy instalacja drogich wind. Tutaj zarząd traktuje spółdzielnię jako bardzo intratny biznes.
Są także dobrze funkcjonujące spółdzielnie, zwykle mniejsze jednostki, gdzie łatwiej jest kontrolować zarząd, nawet jeśli to wciąż stara, po-PRL-owska klika.
Ale najczęściej występują chyba spółdzielcze „typy mieszane”?
Rzeczywiście, modele funkcjonowania spółdzielni nakładają się na siebie. Są spółdzielnie, gdzie w starych blokach mieszkają nierzadko starsi, ubodzy mieszkańcy, także patologiczne rodziny. Ale ich częścią są także nowe budynki, w których mieszkają młodsi, bardziej zamożni ludzie z większym kapitałem kulturowym, którzy nie pozwalają sobą manipulować i chcą kontrolować zarząd. Częstym modelem mieszanym jest równoczesne „zarządzanie biedą” i bogacenie się klik na wyprzedaży majątku spółdzielni.
A przecież spółdzielczość zakłada solidaryzm. Jeśli zarząd dysponuje pewną nadwyżką finansową, także dzięki temu, że jest w posiadaniu bardziej intratnej i dochodowej nieruchomości, np. placu, to teoretycznie powinien przeznaczać zysk z tego choćby na obniżkę opłat eksploatacyjnych, co byłoby z największą korzyścią dla najuboższych członków takich spółdzielni. Ale odkąd badam spółdzielczość mieszkaniową, o czymś takim nie słyszałem. Za to niejednokrotnie spotkałem się ze zjawiskiem sprzedaży dużych działek i wartościowych części majątku spółdzielni firmom zewnętrznym, czasami podstawionym.
Jaka jest skala spółdzielczych patologii?
Nikt jej jeszcze dokładnie nie wyznaczył. Mogę jednak z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że wymienione patologie są w polskich spółdzielniach mieszkaniowych powszechne.
Czy zatem nie lepiej zlikwidować spółdzielczość mieszkaniową?
Dziś za likwidacją spółdzielczości mieszkaniowej optuje posłanka Lidia Staroń z Platformy Obywatelskiej (obecnie senator bezpartyjna). Tyle że to wylewanie dziecka z kąpielą. Po pierwsze, uważam, że możliwa jest efektywna spółdzielczość, i sądzę, iż zawsze będą ludzie zainteresowani taką formą społeczno-gospodarczej aktywności. Po drugie, to rozwiązanie niekonstytucyjne, a przynajmniej solidnie niedopracowane: jak można na zgodnie z ustawą zasadniczą rozwiązać jakiś typ spółdzielczości? Trzeba by na gruncie prawnym wprowadzić instrumenty zmuszające spółdzielnie do samorozwiązania. Po trzecie, zamiast likwidować spółdzielczość mieszkaniową, lepiej zastanowić się, jakimi metodami legislacyjnymi można stymulować zmiany na lepsze, choćby przez prawny zakaz łączenia funkcji członka i równoczesnego pracownika administracji spółdzielni.
Jest jeszcze inna, ważna sprawa. Na początku wywiadu mówiłem, że na osiedlach zarządzanych przez spółdzielnie mieszkaniowe żyje 12 mln osób. Proszę sobie wyobrazić, jaki chaos wprowadzi ewentualna likwidacja tych spółdzielni. Zaczną się procesy o podział części wspólnych, o podział działek, użytkowanie dróg itd. Ciężko byłoby dojść do ładu z wieloma budynkami i nieruchomościami. A to przecież wiąże się ściśle z życiem wielu ludzi. Do tego mamy wciąż sporą grupę ludzi niezdolnych do odpowiedzialnego zarządzania majątkiem, co może w efekcie pociągnąć ogromną falę eksmisji. Bo nawet te spółdzielnie, które „administrują biedą”, ratują uboższych ludzi przed o wiele gorszym losem. Owszem, czasem mowa o rodzinach czy osobach patologicznych. Ale mamy także sporą grupę osób biednych, nierzadko starych, którym spółdzielnie często idą w jakiś sposób na rękę.
Powiem jeszcze rzecz paradoksalną: jest pewien pozytywny rys nawet tych klientelistycznych struktur dzisiejszych spółdzielni. Powiedzmy, że w bloku psuje się winda. Tam, gdzie nie ma spółdzielni, czasem są problemy ze zbiórką pieniędzy na pokrycie naprawy. Bo mieszkańcy niższych pięter twierdzą, że z windy nie korzystają. Do tego jakiś procent mieszkańców jest po prostu biedny albo patologiczny. No i pozostali muszą płacić więcej… A tam, gdzie działa spółdzielnia, fundusz remontowy jest lepiej pilnowany. Socjolog stwierdzi w takiej sytuacji: nie ma dysfunkcji bez funkcji, to znaczy, nawet niedoskonałe formy społeczne spełniają jakieś pozytywne funkcje.
Skoro nie likwidować, to jak można ograniczyć spółdzielcze patologie?
Jestem za reformowaniem spółdzielczości od środka, lecz także z udziałem przedstawicieli społeczności lokalnej.
Wywiad ukazał się w internetowym tygodniku "Nowa Konfederacja" współpracującego z portalem Fronda.pl.
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Portal www.MojeOsiedle.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi
zamieszczanych przez użytkowników serwisu. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo
lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną
lub cywilną.